Zamknij

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Informujemy, że nasze witryny wykorzystują pliki cookies w celu dostarczenia usług i informacji najwyższej jakości. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Śladami Indiany Jones’a - Petra - Jordania


            Często myślę, jak duży wpływ ma na nas to co za młodu czytamy czy oglądamy w telewizji. Jak wpływa to na nasze decyzje w przyszłości i jak kreuje to naszą własną postać. 

           Jedno jest pewne, że na mnie duży wpływ miało kilka filmów, a w szczególności przygody Indiana Jonesa. Zarówno tego młodego jak i już starszego. Lubię podróżować, smakować inne kuchnie, poznawać inne kultury i innych ludzi poprzez rozmawianie z nimi o nich samych i o tym co ich najbardziej zachwyca w ich kulturze, sztuce czy historii. 

            Niestety odwiedzając Jordanię nie zachwyciłem się ani kulturą, kuchnią czy ludźmi z którymi rozmawiałem. Na początku to tylko Martwe Morze, kawa „w kubku na autostradzie” czy świecące krawężniki na ulicach były jedyną atrakcją jaką tam napotkałem. 




Ale po kilku dniach pobyty odwiedziłem Petrę. Tą w której ukryty był święty Graal, którego tak na marginesie też znalazłem tak jak Indiana Jones, ale już w Valencii w Hiszpanii przypadkowo zwiedzając to piękne miasto.





Wracając do Petry widok jest oszałamiający. Często zdjęcia w filmie są tak przedstawione, że są o wiele lepsze od oryginału. Tym razem jest inaczej i nie ma porównania. Budowla robi potężne wrażenie. Od razu przypominają się kadry z filmu i nabiera mnie potężna ochota wejścia do środka. Niestety na wyobraźni i marzeniach z lat dziecięcych trzeba zakończyć. Ewentualnie można dogadywać się z miejscowym Czerkiesą lub Beduinem, ale to tylko zakończy się wynajęciem konia i przejazdem do kolejnej świątyni, gdzie wejść już można tylko nie do takiego pomieszczenia jakie mamy w głowie. 



Bardzo polecam wycieczkę do Petry i zachęcam do wynajęcia tam hotelu na dwa, trzy dni. To miejsce wspaniałe nie tylko ze względu na cudowne budowle, ale również na otaczającą tam atmosferę. Ze względu na to, że dojechać tam można tylko wąskim wąwozem nie napotkamy tam komercyjnego świata (poza Beduinami ;-) i możemy szybko przenieść się do czasów starożytnych lub jak kto woli na plan filmu Indiana Jones. 






 Zdjęcia i tekst: Tomasz Gawroński

sobota, 16 kwietnia 2016

Księżycowa Tunezja – Raj Utracony






Kilka lat temu pisałem, że trzeba odwiedzać Tunezję, bo sytuacja polityczna może zablokować ten kierunek na dobre. Niestety stało się i jedyne co teraz możemy to powspominać sobie jaki to piękny był (jest) kraj.










W mało którym kraju na lotnisku witają nas tak życzliwi i uśmiechnięci ludzie. W mało którym kraju są tak piękne pustynie i tak piękne do nich bramy. 









Ich urok zauważyli nawet filmowcy kręcąc odcinki Gwiezdnych Wojen. Trochę tęsknię za tymi nocnymi imprezami na pustyni czy jak kto woli na księżycu, bo naprawdę tunezyjska pustynia w nocy wygląda jak księżyc. I nie dziwię się, że mógłby ktoś pomyśleć, że lądowanie na księżycu było nakręcone właśnie tu w Tunezji.











Ale Tunezja to nie tylko pustynia. To piękne oazy, muzea (największy Koran jaki widziałem), roślinność i słone morze. Morze potężne i piękne, a jego smak czujemy w każdym pobliskim hotelowym kranie gdzie trudno o normalną wodę.









W Tunezji każdy znalazłby coś dla siebie i mam nadzieję, że już niedługo znowu będziemy mieli możliwość zasiąść na wielbłądzie i pojeździć po pustyni odwiedzając co chwilę jakąś ciekawą knajpkę na urokliwej i ciepłej oazie.


Ishla allah. 



Koran
widoki księżycowe



















Tekst i zdjęcia: Tomasz Gawroński

Podróżowanie śladami Kraszewskiego – „Hrabina Cosel”

Książka o takim tytule leżała w mojej biblioteczce odkąd pamiętam. Tytuł ten kojarzył mi się z romansem i pewnie nie przeczytałbym jej jakbym nie zobaczył pewnej tablicy pamiątkowej. Spacerując po centrum Drezna napotkałem na piękną willę w której mieszkał i tworzył Kraszewski. Zainteresowałem się tematem i okazało się, że ta książka to tylko pierwsza część Saskiej Trylogii. W dwa tygodnie przeczytałem wszystkie trzy książki i odczułem potężne pragnienie odwiedzenia Drezna po raz kolejny. 








To piękne miasto po przeczytaniu tych książek nabiera całkiem innego kształtu. Desery w Pałacu Cosel smakują całkiem inaczej. Spacer tarasami Bruehla obrazuje potęgę tego polityka i jego wpływ na naszych polskich władców. Wspaniały, niespotykany kościół katolicki staje się jeszcze bardziej interesujący wiedząc jak wielką walkę toczyły ze sobą kościół katolicki i ewangelicki. Miło spojrzeć na Zamek w którym urzędował nasz król i często bawiła polska szlachta. Nieopodal August Mocny zbudował im operę do której mogli uczęszczać, nie patrząc na zbliżające się niebezpieczeństwo ze strony Prus. 

w tle Pałac Cosel









Symbolem Drezna jest również Kościół Frauenkirche. Wspaniała budowla zburzona przez angielskie bombowce zaraz po II wojnie światowej. Widziałem ten kościół jako ruinę, a dzisiaj jest już kompletnie odbudowany. To taka kolejna ciekawa analogia do naszej Warszawy w której niestety Pałac Saski i Pałać Bruehla nie został już odbudowany.  

Frauenkirche
korona Augusta Mocnego ;-)

Opera

Hrabina Cosel w swoim Pałacu

Tarasy Bruehla i wieża kościoła katolickiego

Tekst i zdjęcia: Tomasz Gawroński

sobota, 30 stycznia 2016

ZIMOWY  TURYSTYCZNY PLAN B - Wyspy Kanaryjskie

bar przy Playa Blanca
Nie ma śniegu? Trudno. Na ferie szkoda 

siedzieć w domu. Na rower trochę za bardzo 

wieje, a jak wieje to myślę o Lanzarotte. 

Ogólnie jak ktoś zapyta jak było na Lanzarotte 

to odpowiadam, że wiało, ale okazuje się, że 

to wyspa nie tylko dla surferów ;-)





To również wyspa dla fanów dobrego wina (pewnie żona chętnie 

pojedzie), wielbicieli przyrody, geologów i ogólnie ciekawy kierunek

dla tych co chcą pobyć w tropikach, dobrze pojeść i po prostu 

miło spędzić czas.




Jednakże w związku z tym, że są ferie jest to idealny kierunek dla 

rodzin z dziećmi. Nic tak wspaniale nie działa na wyobraźnię dzieci 

jak wycieczka do rezerwatu Timanfaya. Wodne gejzery, ogień 

wydostający się ze szczelin, parząca w nogi ziemia i wszechobecna 

zastygnięta lawa sprawiają, że nawet te kilkunastoletnie dzieci 

zaczynają się zastanawiać co to za miejsce. Dodatkowe opowieści 

przewodnika o niedawno wygasłym wulkanie, podsycają atmosferę i 

mamy zagwarantowane niezapomniane przeżycia dla naszych 

dzieci. W sumie mi podobało się bardziej ;-)




El Golfo
widok z balkonu na deptak i skalistą plażę






charakterystyczne czerwone zbocza gór wulkanicznych
po palmie widać jak tam wieje :-)

plantacja winogron dla produkcji wina


zdjęcia: Tomasz Gawroński